środa, 30 lipca 2014

Dlaczego czytam blogi

To miało być ładne zdjęcie na bloga. Reality strikes back.

No właśnie, dlaczego? Jedno z praw Miotlarki mówi, że im masz mniej czasu (nie wyrabiasz się, czas dla siebie już dawno obcięłaś), tym trudniej jest się oprzeć pokusie zajrzenia w internety. I na ulubione blogi. A nawet szaleństwo i stuknięcie w linka bloga którego się jeszcze nie znało. NAPRAWDĘ nie mam czasu, więc dlaczego zamiast pracować, klikam czyjś blog, czytam, mimo że wiem, że zapłacę za to pracując do późna i zmartwychwstając (a nie normalne wstając) rano???

Właśnie dlatego że nie mam czasu. Bo nie miałam go od dawna. Bo od tygodni nie wypiłam spokojnie kawy. Bo książki nie tknęłam od miesięcy (o, przepraszam, skłamałabym, czytam dużo, jak się nazywała książka która zdobyła Nike? Poczytaj mi mamo? nie? a to peszek). Bo jakbym już nie istniała, jest tu tylko ludzik do pracy, obsługi dziecka, partnera, psa i domu. Odwiedziny u teściów (przecież dziecko musi odwiedzać babcię!) zamiast weekendu tylko dla nas. Zakupy spożywcze w ramach rozrywki.

Nie da się odżegnać od siebie, od tego kawałka czasu tylko dla nas. Przed narodzinami dziecka byłam osobą ciekawą świata, czytającą i mającą opinię, aż tak się nie zmieniłam! To co, że rozstępy, że włosy zrzedły, że często wyglądam jak miś panda. Still me.

Więc wchodzę na ulubione blogi i czytam. I chłonę życie, choć cudze. Czasem czuję, jakbym swojego nie miała, tak blade i mdłe się wydaje. Choć może to nieprawda. Więc bywa, że zazdroszczę. Gdy się nazazdraszczam dość, myślę, co by tu u siebie zrobić żeby też było fajniej. Bo to nie jest tak, że ktoś ma same sukcesy, dziecko zawsze czyściutkie (i można focić!), zawsze ma się nogi ogolone, bywa się w knajpach i wie, co w kulturze piszczy. Zdjęcia przed wrzutem na instagrama przebiera się. Odkrycie Ameryki;) Moje zdjęcie modżajto wyglądało tak: weź, daj mu jeszcze tego jabłka, mało zjadł, zrobię sobie foto na insta. Jak już się wychodzi GDZIEŚ, to koniecznie trzeba zdać światu relację. Czy pochwalić się? Niektórzy na pewno dlatego. A ja robię to dla siebie. W chwili zwątpienia przeglądam swojego insta, gdzie zdjęcia mam specjalnie wybrane, potraktowane filtrami, i wspominam. Tak ładnie jadł, o, a później spektakularnie opluł psa, pamiętasz? Tu dałam filtr który ma ciemną ramkę żeby nie było widać tej okropnej bluzki, no naprawdę muszę ją już wywalić. Ale fajnie wyszliśmy. To ciastko było stare i za słodkie ale i tak mi smakowało, tobie też? i tak dalej:) Czasem trzeba po prostu zmienić punkt widzenia. W zanadrzu mam jeszcze słoik (sic!), o którym napiszę kiedyś:)

poniedziałek, 28 lipca 2014

Dlaczego lajki rządzą fejsbuczkiem

Cosmos bipinnatus
Źródło: wiki
Pamiętacie, jak zaczynał się film "Amelia" Jeneuta? Przedstawieniem bohaterów przez pryzmat ich preferencji, tego co uważają za miłe a co budzi niechęć. Mamy różne kolory włosów, wzrost, wagę, kształt paznokci. I różne gusta, które świadczą o tym jaką jest się osobą. Lubię wiedzieć, co kto lubi, i gdy widzę, słyszę czy w inny sposób doświadczam jakiejś rzeczy, przypomina mi się dana osoba. To jest ulubiona piosenka Zosi. O, kolor Łukaszka. Tacie by się podobało. I raczej nie pamiętam tych negatywnych rzeczy, tylko dobre. I chyba nie tylko ja lubię wiedzieć co kto lubi. Na fejsie nie ma Dislike, mimo że czasem byłby wręcz konieczny. A więc?

Lubię gdy facet - ojciec małego dziecka ma podkrążone oczy bo to znaczy że też wstaje do dzieciaka. Kwiaty kosmosy i nasturcje. Stare filmy. Czionkę Lobster, bo pachnie retro. Sikory - mają tyle rodzajów odgłosów na różne okazje (ciepłociepłociepło, zimnooo zimnoo, niewiem niewiem niewiem, jeeeść jeeeść, intruz intruz, itd.), i w ogóle ptaki. Szmaragd Morza Śródziemnego i mokry piasek między palcami stóp. Zieloną kredkę do oczu która u mnie lepiej podkreśla zieleń niż fioletowa, spierdalajcie wizażystki. Podgryzać tych, których kocham (zgadnijcie, kto powiedział "Mamusia nie odgryzie uszka. Ono jest zamontowane":). Drewniane koniki. Ziemniaki w mundurkach z koperkiem, do tego sadzone jajko i maślankę. Wiejskie kubki (czy widzieliście, jakie skarby można dostać w wiejskich sklepach z mydłem i powidłem?). Dotyk futra psa nagrzanego po smażingu. Oglądać stare fotografie. Znaleźć odcisk palca malarza na malowanych drzwiach czy ślady w betonie, wszystko to, co nadaje unikatowości. Pierwszego kosa wiosny. Gryźć szczotkę do zębów. Jeść surowe ciasto (Salmonella? czy to się je z frytkami?). Słuchać co kto lubi.

Nie lubię wodorostów gdy mnie smyrają jak płynę. Pijanych ludzi. Bełkotu także na trzeźwo. Gdy wieczko od jogurtu urywa się albo jogurt opluje (zawsze na świeży ciuch!). Gdy zepsuje mi się jedzenie i muszę wyrzucić. Bylejakości i braku czasu które teraz wszech-panują. Suchych rąk. Miękkich wafelków. Jesieni, bo zapowiada zimę. Zwłaszcza listopada. Wstawać. Gdy po opalaniu mogę kulać sobie brud (Dzieci, co się wytworzy gdy bardzo szybko potrzemy ręce? - pyta fizyk. Takie małe czarne kuleczki - odpowiada Jasio). Czekać, bo tyle rzeczy muszę zrobić, a tu czekam.


Dobrych rzeczy jest jakby więcej. To dobrze, prawda? Ja tam to lubię. A jak wygląda Twoja lista?

piątek, 18 lipca 2014

What do we say to the God of death? Not today.

 Źródło: Internety
Kiedyś pojadę do Paryża.
Spróbuję makaroników Laduree i pewnie stwierdzę, że dupy nie urywają.
Spędzę bite 2 tygodnie nad morzem nie jedząc byle czego w biegu i nie spiesząc się.
Minie bunt 2-, 3-, kuffa-x-latka.
Zrobię sobie tatuaż.
Przeczytam gazetę którą kupiłam.
I wszystkie książki które tylko wącham, nie mając czasu na więcej.
Kupię naprawdę porządną czarną kurtkę, dla siebie.
Wypiję kawę ze spokojem, bez milijona przeszkadzań i/lub wyrzutów sumienia.
Poukładam sobie wszystko w głowie.
Pogodzę się z tym, czego nie mogę zmienić i na co nie mam wpływu.
Powiem prawdę.
Przestanę (się) gryźć.
I miotać.
Pozostając jednak na swojej miotle.



ale nie dziś. Jeszcze żywam. Nasuwające się wnioski nie dodają energii, wręcz przeciwnie, ale co poradzę. Miał być post pozytywny, wyszło prawdziwie. Nie mam wysmakowanych kadrów. Zdjęcia na bloga ładuję z nokiowego smartfona, nie lustrzanki. Nie mam babci do dziecka ani z górki. I nie zamierzam tego kryć, zbyt dużo kłamstw jest w realu. How are you? Fine, as always. I wish, myślisz. Idę pogłaskać psicę.

piątek, 4 lipca 2014

Przed urlopem. Spakuję was a wy jedźcie i mnie zostawcie


Są dni i wieczory gdy obiad za obiadem to chleb i pomidory w jogurcie. Jajko. Ewentualnie. Czekolada zamiast kolacji gdy jednak się złamię. Zamiast trzech kremów na twarz (pod oczy, no patrzże jakie zmarszczki ci się robią, na naczynka na policzkach, na resztę paszczy) - wsmarowuję zbyt tłustą Ziaję nagietkową. Wklepywanie to robiłam cały dzień, ale dupska Dziedzica, więc sił zostało tylko na rozsmarowanie mazi. A i to w danej chwili uważam za sukces. Sprzątam tylko te koty kurzu o które się potknę. Pies dostaje jeść tylko dlatego że inteligentna bestia ma własny zegarek i siedzi pod kuchenką wiercąc wzrokiem. Mąż nie pamięta jak mam na imię i nazywa moje majtki wiszące na suszarce już nie majteczkami ale gaciami (Ściągnąć już te gacie?) (sic!). Chciałabym napisać (i uwierzyć w to), że teraz, gdy mamy jechać na tydzień nad jezioro, już będzie inaczej, odpoczniemy, nabędziemy się razem. Czas pokaże. Mam tylko nadzieję że jakieś siły z siebie wykrzeszę ponad warknięcia dajcie wy mi jeszcze pospać. Bo teraz to na nogach trzyma mnie drin kawa + 2 ibupromy do paszczy. Nie smućmy już jednak bo podobno energia idzie tam, gdzie myśl.

Mamy najpiękniejszy miesiąc, silne mocą lato, jeszcze nie tak młodociane jak czerwcowe i nie tak nasycone dojrzałością i później smutkiem że to sierpień przechodzi we wrzesień. Gdy dni są nieprzyzwoicie długie a noce ledwo ochłodzą a już się kończą.

Czy też tak macie że DOKŁADNIE o 3ciej w nocy odzywa się u Was jeden gatunek ptaka, zawsze ten sam i dokładnie o tej samej godzinie? W lesie można dokładnie określić czas rano właśnie po ptasich głosach - kolejno budzą się gatunki ptaków śpiące na następujących po sobie wysokościach drzew (tak jak idą promienie), i zaczynają trele. Ja na trele swojego ptaszorka mruczę Jak dasz mi jeszcze pół godziny, dam ci stówę. Na szczęście nie zgadza się bo już dawno komornik zlicytowałby mi komputer za długi, i na czym bym teraz pisała?:)

PS Otchłanie internetu przyniosły mi taki dowcipasek. Boki zerwałam więc polecam go i tu:


środa, 2 lipca 2014

Żałujesz że zjadłaś?



Moja wówczas kilkuletnia siostra nocując u dziadków zakomunikowała Żałuuuuuuuję i że chce do mamy. Więc święty Dziadek pakował nas obie w malucha i jechałyśmy z powrotem do rodziców.
Jako dziewczynka żałowałam że nie wybrałam niebieskiej opaski na włosy zamiast zielonej. To był dramat. Nastolatka żałowała że nie jest taka ładna jak by chciała i że nie ma odwagi porozmawiać z chłopakiem który wpadł jej w oko.
Na studiach żałowałam że mam tak oporną głowę i zdobywanie wiedzy tyle mnie kosztuje. I że jestem sama.
Po studiach żałowałam wyboru kierunku studiów.
Jako kobieta po 30-tce żałuję że jako dziecko nie pojechałam do dziadka do szpitala gdy był chory bo okazało się że to byłoby pożegnanie. Że za mało czasu poświęcam bliskim. Że tak często nie mam czasu porozmawiać gdy Mama dzwoni, a właśnie wtedy mam czas na pracę, dziecko z opiekunką. Wiem, jakie decyzje byłyby lepsze ale nie żal mi ich jako takich; na daną chwilę tamto zdawało mi się najwłaściwsze. Okazuje się że to, czego żałujesz, dotyczy spraw które tak naprawdę są ważne. To, że tamta sukienka byłaby praktyczniejsza, że trzeba było nie dawać tyle soli, że mogłaś inaczej szybciej wolniej częściej kuffa bardziej żółto nie jest aż tak ważne. Więc niech teściowa przestanie pierdolić bo to naprawdę są głupoty. A czasu nie cofnę. Zaczynam żałować że nie mam tyle odwagi żeby powiedzieć to na głos.