czwartek, 3 kwietnia 2014

Lose-win situation czyli nie ma wiosny bez zimy



Czasem trzeba coś stracić aby coś zyskać. Albo sobie coś uświadomić. Spojrzeć z innej strony i odkryć że to jest ta właściwsza perspektywa.

Docenić, że dziecko psoci, robi totalny sajgonix, ma humorki, z emfazą prezentuje swoje zdanie nie bo nieeeee, bo to znaczy, że jest ZDROWE.

Nie obruszać się, gdy mama dopytuje czy zjadłaś co zjadłaś gdzie jesteś kiedy przyjedziesz co robisz co masz na obiad jak się czujesz co tam u ciebie bo to znaczy że się o nas martwi i że JEST.

Nie narzekać, że pomimo potrzeby odpoczynku po przedświątecznym rzucie pracy i ogromnej chęci na nic innego jak plaszczenie tyłka na kanapie trzeba w święta odwiedzić tą czy inną osobę, bo to oznacza, że nie jesteśmy sami.

Wiem, że nie jest łatwo zachować spokój i uśmiechać się (w praktyce: nie potrząsnąć rzeczonym) gdy dzieciak histeryzuje. Gdy naprawdę nie masz czasu na coś co w danej chwili uważasz za pierdoły, a trzeba porozmawiać. To chyba jednak niska cena za kochanie i bycie kochanym.

Brak komentarzy: