wtorek, 8 kwietnia 2014

Selfie - level "mam dzieciaka"

Nie ma blogera bez samojebki, czas się nauczyć. BTW - jakie piękne słowo samojebka, selfie, słit focia czy focia z rąsi nie dorównują mu czarem. Tak to jest gdy czarem jest jego brak czyli dosadność. Let's make life easier że zacytuję klasyka.

Był operator aparatu (dobra, komórki), lustro i - last but not least - obiekty. Miała być co najmniej Matką z dzieckiem Wyspiańskiego. Ewentualnie Damą z łasicą. Wyszło jak zwykle. Nawet lustro nie świeciło się jak w reklamie Pana Mięśnia czy innego Acze. Nie świeciło to ładny eufemizm na ale masz brudno. ALE, jako że każda chmurka ma podszycie ze srebra, dał się wytulić, parę razy pocałować i bawiliśmy się jak dwa pajace czyli świetnie.


Celuj, matka


Tu miał być matczyny pocałunek nagrodzony wdzięcznym pochyłem głowy tudzież przytulkiem czy dzióbkiem.


Coś na kształt oczekiwań:



Po co mi to? Gdy czarne myśli krążą jak kruki nad świeżą padliną, gdy ani czekolada ani jajka z masą majonezu i szczypiorkiem i rzodkieweczką i razowym świeżym chlebkiem nie pomagają, zerknę tu i przypomni mi się jak fajnie się wtedy czułam. Nie myślałam pracy, pieniądzach, zakupach, obiadach, wszystkich must-dos. Przez tą chwilę obydwoje byliśmy jak dzieciaki. I tylko Wam wyznam, że zarwałam krzesełko z IKEA. Jednak nie kłamią z limitem kg obciążenia.

A Ty co robisz aby ocalić od zapomnienia to, co jest pozytywne? 

 
 
 
 

Brak komentarzy: